poniedziałek, 27 września 2010

zazajana.pl

Teraz zazajana jest na zazajana.pl!

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Iluzja wolnego wyboru

Krótka refleksja polityczna:

Przed nami staje wybór między Jarosławem Kaczyńskim, czyli narodowym socjalistą oraz Bronisławem Komorowski, czyli człowiekiem bez właściwości. Żaden inny kandydat nie ma oczywiście, jak na demokrację przystało, najmniejszych szans już na samym starcie. Bo, albo jest oszołomem, albo nie ma struktur, albo nie popiera go Michnik, albo nie popiera go Rydzyk. Demokracja to chory ustrój.

piątek, 5 marca 2010

Kapela znów zagrała

Kapela gra, gra i gra. Jaś Kapela. I ma nawet publiczność. Skoro nawet ja po raz drugi już na tym blogu poczułem i właśnie realizuję nieodpartą i głęboką potrzebę, by o nim wspomnieć, to publiczność ta musi być niezwykle liczna i różnorodna. Ale czy moją uwagę wzbudza kolejny konsonans Kapeli? Oczywiście - nie. Kapela słynie z tego, że jest awangardą dysonansu, muzyki amorficznej, czyli nowej rewolucyjnej odmiany fałszu.

Tym razem Jasio odgrywa swe dysharmonie w polemicznym zapale. Krew wzburzyła mu się, gdy czytał odpowiedź na jeden ze swoich felietonów, która wyszła spod pióra dwóch polskich autorów SF. Poszło o to, że są prawicowi i że uważają, że wolny rynek jest generalnie lepszy niż rynek niewolny. I to - wyobraźcie sobie państwo! - tak dla przeciętnych zjadaczy chleba, jak i dla Artystów. Artystów!, Którzy przecież stanowią dobro narodowe i powinni być otoczeni specjalną rządową opieką. Kapela z "prawicowymi" autorami zgodzić się nie może. Powód jest prosty: wszyscy polscy autorzy SF żyją w fikcyjnym świecie i nie wiedzą, że wolny rynek i niewidzialną jego rękę również należy kwalifikować jako SF. Poprzewracało im się w głowach, brak im piątek klepki, niczym widzowie "M jak Miłość" stracili kontakt z realem.

Artyści nie mogą być przedsiębiorcami. Bo słowo przedsiębiorca to inwektywa. Artysta błądzi myślami w niebiesiech, zrysowuje boskie wzory na ksiąg stronice, a przedsiębiorca? Oszukuje klientów i zarabia wstrętne pieniądze. Nie ma też czasu, by sobie w niebiesiech pobłądzić, bo do materialnego celu, jakim jest zysk, zmierzać musi od zmierzchu do świtu, nie mając nawet czasu, żeby przejrzeć program telewizyjny, a co dopiero oddać się lekturze "Iliady". Przedsiębiorca to, możnaby rzec, prymitywny myśliwy. Zło konieczne. Ktoś musi zabijać, żeby jeść mógł ktoś. I niech jedzą artyści, bo to dzięki nim na twarzach członków naszego plemienia gości uśmiech. To do ich rytmów tańczymy w rytm plemiennego ogniska i to przy ich baśniach zasypiamy. Oni muszą mieć czas, spokój i ciszę i być pozbawieni trosk materialnych. Wtedy stworzą Dzieło. Kolejna "Zbrodnia i Kara", kolejna "IX Symfonia", kolejny "Sąd Ostateczny" są o krok, tuż za rogiem... dajcie artystom trochę czasu i pieniędzy! Dajcie te pieniądze Kapeli! Niech gra, niech tworzy i niech żyje nawet 100 lat! Niech się nie obawia - ubezpieczony obowiązkowo i od wszystkiego - nagłych chorób! Niech będzie wielki i nie daje się bezwzględnym siłom rynku. Niech będzie silny. Silny, silny, silny.

Ech, aż się zdyszałem. Nie zamierzam polemizować z Kapelą na temat wolnego rynku. Sam nie wiem o nim zbyt wiele i jestem kiepskim dyskutantem. Ale czy Kapela wie więcej ode mnie? Na jakiej podstawie wyrobił sobie opinie o kapitalizmie i jak go rozumie? Mam przeczucie, że Kapelka akurat w tej materii mocno i nieczysto improwizuje.

Zagadnienie do rozważenia:
Jaś Kapela... To gość tak odcięty od rzeczywistości, że aż nierealny. Wierzący w historyjki, które sam sobie konfabuluje. Co to za solipsystyczny byt? Czy i my nim możemy być? Czy jest duchem naszej epoki? Czy jest inkarnacją całej współczesnej młodzieży? A kiedy my jesteśmy Jasiem Kapelą? No, kiedy?

PS Link do artykułu Kapeli http://www.krytykapolityczna.pl/Jas-Kapela/Horror-libertarianina/menu-id-244.html
PS2 Dla tych, którzy chcą dowiedzieć się, dlaczego marksistowska interpretacja literatury to bullshit - http://mises.org/daily/4034
PS3 Dowcip:




środa, 3 marca 2010

Fides et ratio, czyli sen spędzony z oczu...

przez następujące tezy, które kiedyś sobie wykoncypowałem, a które nagle przestałem rozumieć:

1. Nie ma wiary bez rozumu.
2. Rozum i wiara. Dwie różne rzeczywistości.
3. Rozumnie jest wierzyć.
- Tam, gdzie wierzę, nie rozumiem.
- Rozumiem, że wierzę.
4. Wiara religijna nie jest sprzeczna z faktami.
5. Przeczucie. Jedyny element wspólny wiary i doświadczenia.
6. Powiedzieć 1-5 może tylko ten, kto wierzy.

Pytanie do tych, którzy lubują się w wyszukiwaniu herezji. Czy któraś z tych tez jest heretycka :)?

poniedziałek, 1 marca 2010

Bajki, które zdemoralizowały świat

Obejrzałem ostatnio archiwalny odcinek programu "WC Kwadrans". Wojciech Cejrowski złośliwie streszczał w nim znaną i lubianą bajkę, pt.: "Jaś i Fasola". Dla niezorientowanych - Jasio, biedny chłopczyk, mający biedną matkę, wchodzi w posiadanie magicznej fasoli, po której wspina się na kilka tysięcy metrów n.p.m. i kradnie olbrzymowi, który zamieszkuje niebiosa, kurę znoszącą złote jajka oraz złotą harfę. Olbrzym jest pijany, więc niewiele może zrobić, zresztą, gdy próbuje dopaść Jasia, ginie przygnieciony ciężarem fasoli. Cejrowski zwraca uwagę, że ta miła i sympatyczna bajka w istocie promuje zwykłe złodziejstwo. Mi z kolei przyszło do głowy, że wiele bajek pod pozorem niewinnej dziecięcej opowieści przemyca dość wątpliwej jakości treści.

Zacznijmy od ostatnio znów modnej "Alicji w Krainie Czarów". Toż ta bajka według pana Crowley'a, jednego z największych okultystów zeszłego stulecia, stanowi wspaniały podręcznik dla młodych adeptów magii! Poza tym Carroll, autor książeczki, pisał ją pod wpływem mocnych halucynogenów, co tłumaczy wygląd Krainy Czarów.

Innym przykładem "złej" bajki jest "Opowieść Wigilijna". W zasadzie nie jest to standardowa bajka, a raczej thriller, jednak wystarczająco dużo razy ukazywała się w przeznaczonej dla dzieci formie komiksowej, czy animowanej, żeby można ją było uznać za bajkę. Tutaj przemyca się jawnie antykapitalistyczne treści: główny bohater jest bezwzględnym dla swojego pracownika liczykrupą. No i nie może być inaczej - biedny pracownik jest jego przeciwieństwem - skorym do dzielenia się, szlachetnym człowiekiem. Ten schemat międli się już od dziesięcioleci i wciąż się nie nudzi. Dziwne.

Kontrowersyjną bajką jest też "Czerwony Kapturek". Z punktu widzenia feminizmu, oczywiście. Czerwony Kapturek (kobieta) jest na tyle naiwny i głupi, że daje wiarę słowom swojego odwiecznego wroga - wilka (mężczyzny). Z opresji ratuje go dopiero inny mężczyzna - Gajowy. Bajka utrwala patriarchalne tradycje i jako taka jest godna potępienia :)

Z ekologicznego punktu widzenia, sam motyw wilka jest ciekawy. Wilk zawsze jest tym złym. Nie tylko w CK, ale też w np. "Trzech świnkach". Karmienie tymi bajkami dzieci wyrabia im całkowicie opaczne i złe pojęcie na temat wilków, które przecież tak naprawdę są gatunkiem zagrożonym wymarciem. W przeciwieństwie do świń, które mają się całkiem dobrze.

Tego rodzaju tropy możnaby wymieniać w nieskończoność. Zapewne jednak widzicie, że piszę o tym z przymrużeniem oka. Gratuluję Cejrowskiemu zapału w wyszukiwaniu nieprawomyślności w bajkach, ale nie sądzę, by jakoś specjalnie deprawowały one dzieci. Jeśli chodzi o "Jasia i Fasolę", sam pamiętam, że gdy czytałem w pierwszych klasach podstawówki tę bajkę, zwracałem przede wszystkim uwagę na to, że olbrzym jest złym ochlejmordą, który marnotrawi swój majątek, a Jaś i jego matka to ludzie biedni, ale dobrzy i uczciwi. Fakt, że Jasiu ukradł kurę i harfę nie był w ogóle przez mój młody umysł pojmowany. Widziałem tylko opozycję pomiędzy złym bogatym pijakiem, a dobrym, lecz biednym człowiekiem. W końcu wyrosłem na (prawie) libertarianina, który do prawa własności przywiązuje dużą wagę, ale sądzi jednocześnie, że marnotrawienie majątku jest czymś moralnie nagannym (co nie oznacza, że mamy zabierać marnotrawcom ich własność).

Powinniśmy jednak chyba - parafrazując klasyka - "Odpieprzyć się od bajek", bo wiele z nich to po prostu wartościowe estetycznie choć być może niezwykle naiwne dzieła sztuki.



wtorek, 23 lutego 2010

Z cyklu: Nowa erystyka, czyli argumenty, z którymi nie sposób dyskutować

Uświadomiłem sobie, że istnieje cały katalog nowoczesnych argumentów, z którymi nie można dyskutować nie dlatego, że są tak mocne, a dlatego że są tak głupie i absurdalne. W kolejnych wpisach blogowych zrobię mały przegląd najbardziej irytujących.

Jako pierwszy idzie na warsztat argument, który dosłownie wyprowadza mnie z równowagi, a niestety bardzo często używa się go w dyskusjach, bo zjednuje on dużą przychylność publiczności. Przybiera on taką formułę:
(1) "[x] nigdy nie istniało, więc jest niemożliwe"

Otóż, ani z logicznej, ani z historycznej perspektywy taki argument nie posiada żadnej wartości. Natomiast, oczywiście, opiera się na ciekawej i wartej przeanalizowania obserwacji. Jeśli oczywiście jest prawdziwy.

Po pierwsze, pomiędzy tym, że czegoś dotąd nie było, a tym, że to mogłoby być, nie zachodzi żadna sprzeczność. Chyba, że dany fenomen nie istniał dotąd tylko dlatego właśnie, że samo jego istnienie byłoby sprzecznością. Jeśli ktoś np. na postulat całkowitej liberalizacji rynku, reaguje stwierdzeniem, że przecież nigdy dotąd całkiem wolnego rynku nie było, to nie wysuwa żadnego argumentu. Choć najczęściej tak mu się wydaje. Co innego, gdy odpowiada tak na postulat istnienia kwadratu niebędącego jednocześnie kwadratem, albo zamężnej panny. Ma on wtedy rację, ponieważ takie byty NIE MOGĄ istnieć. Pierwszy jest sprzecznością logiczną, drugi analityczną. Na dobrą sprawę, w takich sytuacjach i tak wygodniej jest po prost na tę sprzeczność wskazać, niż odwoływać się do tego, że nigdy w naturze nie wystąpiła. Bo nieistnienie sprzeczności jest konsekwencją tego, że jest sprzecznością.

Z historycznego punktu widzenia argument (1) również jest bezwartościowy, o ile nie towarzyszą mu dodatkowe wyjaśnienia. Możliwe, że coś dotąd nie istniało, ponieważ występowały specjalne okoliczności to uniemożliwiające. Trzeba najpierw wskazać, jakie to okoliczności, a potem stwierdzić, że występują nadal, żeby nasz argument miał jakąkolwiek wartość. Nadal jednak będzie dyskusyjny i nierozstrzygający. Argument historyczny miałby większą wartość, gdyby ktoś wykazał, że dane zjawisko miało kiedyś w zamierzchłej przeszłości miejsce, ale w końcu przestało występować. Można wtedy argumentować, że było np. nieprzystosowane do rzeczywistości. W wypadku rzeczonego wolnego rynku - do ludzkiej natury.

Obserwację, na której zbudowany jest argument (1) trzeba najpierw potwierdzić. Jeśli obie strony zgadzają się, że jest prawdziwa, daje ona olbrzymie pole do dociekliwych badań, odpowiadających na pytanie, dlaczego. Może być więc niezwykle owocna dla obu stron dyskusji. Niestety, niewielu to rozumie.

Mam jednak pewną propozycję, która być może pozwoli gasić polemiczny zapał tych, którzy tworzą nową absurdalną erystykę. Tym, dla których logika jest zbyt abstrakcyjną formą dowodzenia i stąd bierze się ich wiara w siłę naszego bezsilnego argumentu, można po prostu powiedzieć, że powinni być wdzięczni Bogu, że ich rodzice nie myśleli podobnie do nich. Wtedy przecież mogliby się nigdy nie narodzić.

PS To straszne, że niektórzy ludzie nie rozumieją tych OCZYWISTOŚCI

niedziela, 21 lutego 2010

Czy Bóg nie lubi radykałów?

Wiesz, jak nie lubię radykałów - mówi w jednej z piosenek Lao Che Bóg do Noego. Szczerze powiem, że od prawdziwego Boga, nie tego z piosenek, a tego z Pisma Świętego, spodziewam się usłyszeć co innego.

Radykalne idee są, oczywiście, ryzykowne. Bardziej ryzykowne niż idee wyważone, centrowe. Ryzykujemy, że albo mamy całkowitą rację, albo całkowicie się mylimy. Centrowe idee zapewniają nowoczesny spokój. Są błędem przyprawionym szczyptą racji albo - jak kto woli - racją, zaprawioną szczyptą błędu. Niczym łyżką dziegciu. W każdym razie centrowiec wygrywa z radykałem spokojem ducha. W końcu czeka na niego co prawda piekło, ale w wydaniu light... 1 krąg. Czyli całkiem sympatyczna kompania: Homer, Sokrates, Arystoteles... Będzie o czym gadać. Wątpię jednak, by rzeczeni chcieli z nim gadać. Centrowiec jest przecież jak stygnący kaloryfer. Ani ziębi ani grzeje.

Radykał jest za to zimny, albo gorący. W tym jego szansa i w tym jego zguba. Wszystko zależy od tego, którą stronę równania wybierze. Dlatego jest miotany sprzecznymi uczuciami i wciąż musi upewniać się, że wybrał dobrze. Mówię oczywiście o radykale, a nie o fanatyku. Fanatyk wątpliwości jest pozbawiony, stąd ta jego właściwość, że albo się przegrzewa, albo osiąga temperaturę zera bezwględnego.

Możliwe, że - choć takie stwierdzenie wydaje się radykalne i chełpliwe - radykał ma bogatsze życie wewnętrzne nie tylko od fanatyka, lecz także od centrowca, którego jedynym zadaniem jest przechodzenie międzą pomiędzy piekłem i niebem. Miedza wąska, więc może jest niezły w trzymaniu równowagi i można go cenić jako sprawnego cyrkowca?

A może Bóg w teatrze świata ceni właśnie cyrkowców?